Początek

 Griaß eich! 

W końcu się zebrałam i postanowiłam zacząć pisać tutaj, gdyż na instagramie muszę się bardzo streszczać. Większość miejsc, które odwiedzam zasługują na znacznie dłuższy i bardziej szczegółowy opis, zwłaszcza jeśli chodzi o opcje dojazdu, bilety i inne rzeczy, które uważam za interesujace. Będę tutaj również pisać o swoich poglądach, życiu w Austrii oraz o tym jaki wpływ na mnie obecnie ma środowisko w którym sie wychowałam i jak staram się to co niekoniecznie mi się w tym podoba zmieniać.

Teraz coś o mnie:

Nazywam sie Alicja i mam na ta chwilę 31 lat. Do Austrii przeprowadziłam się 31 sierpnia 2014 roku. 
Od początku mieszkam w Górnej Austrii, a od prawie 7 lat w samym Linzu. 

Pochodzę z Pobierowa, małej miejscowości nadmorskiej w gminie Rewal. Zabawne jest to, że kiedy w Polsce mówię skąd jestem to praktycznine każdy kojarzy tą 3tysięczną wioskę, dlatego że był tam, albo gdzieś obok na wakacjach.

Studiowałam archeologię na US, nie napisałam licencjatu, bo wywiało mnie do Austrii. 

Jestem DDD, ale pracuje nad tym ;> To jedna z przyczyn nieukończenia studiów przeze mnie.

Początki w Austrii nie były łatwe, ale na pewno były śmieszne. Przyjechałam do mojego przyjaciela z 500 euro w portfelu i swoją znikomą znajomością niemieckiego. Załatwił mi transport z jakimś jego znajomym z pracy, tylko musiałam dojechać do tego znajomego, który mieszkał gdzieś w okolicach Żor. Jechałam więc tam pociągiem z dużą walizką, torbą na lapka i najwiekszym plecakiem jaki mi się udało w miarę tanio kupić na allegro, przy przesiadce było to dosyć zabawne, gościu jarał fajki jak smok przez całą drogę, ale najważniejsze było to, że dotarłam cała i zdrowa. Przez pierwsze miesiące spałam na dmuchanym materacu w kuchni, dlatego do dzisiaj mam awersję do dmuchanych materacy, już wolę spać na karimacie, albo kocu na podłodze. W zasadzie na trzeci dzień po przyjeździe zaczęłam pracę w Macu, ale o tym zrobię osobny post. W Austrii zakochałam się praktycznie od pierwszego wejrzenia, był to kraj dla mnie tak dziwny i obcy, z tymi swoimi automatami na fajki i brakiem możliwości płacenia kartą (o płatnościach zbliżeniowych można było pomarzyć), a zarazem tak piękny i schludny. Kraj, który dzsiaj nazywam domem.








O flamingach będzie tutaj jeszcze nie raz.





Jedno z moich pierwszych zdjęć, robione oczywiście sznyclem.



Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Mobbing w pracy c.d.

Kaprun - Stauseen

Zamek, Schloss, Burg, Hrad, Zámek, czyli o co chodzi