Kaprun - Stauseen
Griaß eich!
W ramach prezentu urodzinowego Szymon zabrał mnie na weekend do Kaprun i były to moje najlepsze urodziny, bez obrazy dla innych osób, no ale się postarał. Nie była to niespodzianka, gdyż niespodzianek oboje nie lubimy i wszystko było zaplanowane.
Przyjechaliśmy w piątek wieczorem i udało nam się jeszcze załapać na jedną sesję w hotelowej saunie. Nie przepadam za tłumami, a szczególnie tłumami obcych ludzi, dlatego byłam wniebowzięta tym, że cała strefa wellness była pusta. Po saunie oczywiście zgłodnieliśmy, dlatego wybraliśmy się na miasto coś zjeść. Trafiliśmy to świetnej knajpy o nazwie Der Auhof.
Tutaj muszę zrobić małą dygresję na temat przyrządzania drobiu w Austrii, zwłaszcza w Linzu. Kuchnia Austriacka to przede wszystkim wołowina i wieprzowina. W Linzu chyba jeszcze nie zdarzyło mi się zjeść naprawdę dobrze przyrządzonego drobiu, który zresztą bardzo lubię. Dopiero jak byłam w Styrii to tam zjadłam sałatkę z pieczonym kurczakiem i był to kurczak dobrze przyrządzony, soczysty. W innych miejcach niestety dostawałam suche wióry, a nie kurczaka, nawet w KFC XD.
Wracam już do Kaprun i knajpy. W piątek wybrałam sobie sałatkę Cesar i to był strzał w dziesiatkę. Kurczak był soczysty, świetnie przyprawiony, reszta sałatki zresztą też, jeśli chodzi o Cesara to tylko w Irlandii na weselu znajomych jadłam lepszą, ale Irlandia wymiata jeśli chodzi o przyrządzanie drobiu. Z menu polecam jeszcze Graupen Risotto, Pinzgauer Kasnocken, K&K Hofgulasch. Myślę jednak, że cokolwiek byście nie wzięli to będzie Wam smakować.
Na sobotę mieliśmy zaplanowane zwiedzanie tamy i dwóch jezior zaporowych oraz przejście klettersteigu\ferraty po zaporze.
Na parking dojechaliśmy autem z Kaprun i teraz mam takiego protipa dla wszystkich dojeżdżajacych rano na Parkdeck 1. Jeśli tam dojedziecie to postawcie swoje auto na samej górze tego dziesięciopiętrowego parkingu, bo wyjazd z niego jest i tak na dachu, my oczywiście zaparkowaliśmy na dole i musieliśmy iść te kilka pięter na górę, a po wszystkim wrócić na dół po auto i pojechać na górę, żeby wyjechać z parkingu 😎. System parkingów jest bardzo rozbudowany i dobrze skomunikowany, także jak nie uda Wam się zaparkować na pierwszym parkingu to z pozostałych jest bus podwożący do kas i kolejnego busa. Autobus spod kas podwozi nas w górę do takiej wielkiej otwartej windy, która z rana jest zacieniona i jedzie tak ze 4 minuty, także polecam zabrać czapkę i rękawiczki. Po wyjściu z windy trzeba się przesiąść do kolejnego busa w górę, który podwozi juz bezpośrednio na wyższą tamę.
Ja mam taką scenę w głowie ze wspinaczki po tamie z jakiegoś filmu sensacyjnego, już nie pamiętam, czy to był Bond, czy coś innego i miałam straszną podjarkę, żeby zrobić coś takiego. Uwielbiam nowe rzeczy, nawet jak się trochę boję to jednak wtedy czuję, że żyję. Wyznaję w życiu dwie zasady: "Miej wyjebane, a będzie Ci dane" oraz "Lepiej spróbować i żałować, niż żałować, że się nie spróbowało". Ferrata po tamie jest dosyć łatwa dla osób wyższych ode mnie, a dla osób mojego wzrostu (162cm) i mniej jest już trochę bardziej wysiłkowa, gdyż czasami punkty podparcia są za daleko od siebie. Nie jest to jednak takim ogromnym problemem, ponieważ tama jest z porowatego betonu i dobre buty na ferraty się do niego po prostu "kleją".
Po przejściu klettersteigu poszliśmy chwilę odpocząć, porobić foty i uwaga widziałam pierwszy raz w życiu na żywo świstaka. Na początku myślałam, że nie jest prawdziwy, bo tak sobie stał i się nie ruszał, dopiero jak schował sie do nory to załapałam, że to jednak żywe zwierzę. Kocham przyrodę, zwierzęta i rośliny, a szczególnie w swoim naturalnym środowisku, dlatego takie spotkanie zrobiło na mnie wrażenie. Widok na górze jest przecudny, a budowa zapory była ogromnym przesięwzięciem jak na tamte, ale myślę, że na dzisiejsze czasy również.
Koszt zwiedzania wnętrza to 6 euro.
Teraz trochę historii:
Koncept budowy elektrowni wodnej w tym miejscu powstał w 1928 roku z inicjatywy berlińskiej firmy AEG jednak został zawieszony z powodu braku finansów. Pomysł wrócił do łask po anszlusie w 1938 roku. Budowa rozpoczęła się z pompą dla celów propagandowych (wiecie oni lubią takie duże projekty, jak Mierzeja wiślana, Centralny Port Lotniczy, 1000 szkół na tysiąclecie państwa polskiego, itd.) jednak same badania terenu i przygotowanie infrastruktury trwało dwa lata. Wytyczono drogi, pociagnieto kolejki linowe i zbudowano mosty oraz miasteczko robotnicze. Pomimo tego, że za czasów nazistów nie położono nawet fundamentów to szacuje się, że do roku 1945 piędziesięciu sześciu robotników przymusowych poniosło śmierć z powodu ciężkich warunków pracy, braku odpowiedzniego sprzętu i niedożywienia. Nazistom budowa szła słabo, gdyż brakowało im wykwalifikowanych pracowników, a tych co mieli w latach 42/43 oddelegowali do budowy sztolni, które miały pomiescić fabryki amunicji, samolotów i czołgów. Przy samej tamie stoi pomnik ku czci wszystkich ofiar tego przedsiewzięcia i ku pamięci robotników przymusowych.
Prace budowlane ruszyły z kopyta wraz z upadkiem III Rzeszy i wdrożeniu Planu Marshalla w Austrii. Kraj dostał na budowę zapory pożyczkę od USA w wysokości 1,43 miliarda szylingów. W 1955 roku elektrownia została uruchomiona, jednak to wcale nie oznaczało koniec rozbudowy, prace tak naprawdę trwają do dzisiaj wraz z rozwojem i optymalizacją technologii.
Na powierzchni widać "tylko" tamy, jednak ta elektrownia to też sieć tuneli wydrążonych w skałach, które pozwalają odpompowywać wodę spowrotem na górę do jej ponownego wykorzystania. Szacuje się, że robotnicy byli w stanie dziennie wydrążyć 2-2,5 metra tunelu dziennie, dzisiejsze maszyny drążące 40 metrów. Tutaj podrzucam link do mapki.
Opowieść przewodnika o lodowcach i masach wody, które dziennie przelewają się przez zapory robi wrażenie, te liczby są niedoogranięcia.
Muszę szczerze przyznać, że to miejsce jest niezwykłe nie tylko pod względem krajobrazu, ale też technologicznie. Nawet jeśli kogoś nie interesuje elektrownia i jej historia, na pewno bedzie zadowolony z cudownego widoku na lodowiec i jezioro.
Tą windą są i były transportowane maszyny budowlane jak i autobusy |
W tle wytapiający się lodowiec Pasterze. Szacuje się, że za około 30lat może zniknąć. |
"To dzieło powstało z trudu i ofiar" |
Tablica upamiętniająca wszystkie ofiary |
Przewodnicy mają rowery, żeby wrócić, gdyż tama ma ponad 100 metrów długości |
😊😊😊
OdpowiedzUsuń